Люблю сонета стрій, лади його примхливі:
це мармуру шматок під долотом митця,
і форми родяться з-під вільного різця
тотожні розміром, а образом мінливі.
Люблю цю повноту, ці звуки неквапливі:
хоч нота в них одна лунає без кінця,
стома мотивами снується нота ця –
як сто узорів хмар в однім небеснім диві.
Люблю я цю малу церковцю: хоч вона
і не собор, але у ній не тісно Богу;
люблю я стежку цю: під нею крутизна,
і ти впадеш, якщо непевно ставиш ногу;
люблю я зірку цю, що наче день ясна,
цей подзвін, що й громам здолать його незмога.
O SONECIE
Lubię sonetu trudną, misterną budowę:
zda mi się, że mi kawał marmuru odkuto,
w którym swobodnie rzeźbić może moje dłuto
w rozmiarach wiecznie jednych kształty coraz nowe.
Lubię te dźwięki pełne, szerokie, brązowe,
brzmiące wiecznie tą samą melodyjną nutą,
a w nieskończoną różność motywów rozsnutą,
jak mgły na jednym niebie w przeróżną posnowę.
Lubię ten mały kościół, w którym jednak może
olbrzymi Bóg się zmieścić, jak w potężnym tumie;
lubię to górne, wąskie, naskalne wydroże,
skąd runie, kto stóp pewnie położyć nie umie;
lubię tę gwiazdę małą, co świeci jak zorze,
dźwięk dzwonu, co nie głuchnie w huraganów szumie.
(1898)